IV urodziny Celica-Club Poland dowiodły tego dobitnie. To już nie było organizowane na szybko spotkanie, tylko profesjonalnie zorganizowany zlot. Ze wszystkich części kraju przez cały dzień zjeżdżali się entuzjaści Celicy.
Z Warszawy z samego rana wyruszyła kolumna kilkunastu sportowych aut z kraju kwitnącej wiśni. Na całej trasie przejazdu bardzo zwracaliśmy na siebie uwagę, zwłaszcza że jechaliśmy baaaardzo mało sportowym tempem
Być może dzięki temu wszyscy dotarli do Lublina bez większych przygód.
Tor w Lublinie był miejscami ośnieżony i oblodzony. Niektórym to przeszkadzało, niektórych bawiło - ale na pewno można powiedzieć jedno: nie było nudno!
Jazda na czas na takim torze, to nie tylko umiejętność wciśnięcia gazu do dechy, ale przede wszystkim umiejętność dobrego wyczucia samochodu. Zresztą - warto dodać, że już podczas wyścigów, a po przyjeździe na forum (www.celica-club.org.pl) rozgorzała dyskusja o tym, jak najlepiej pokonywać zakręty, jak z nich wychodzić, kiedy wcisnąć gaz, a kiedy hamulec.
Na torze emocji nie brakowało - każdy chciał szybciej, każdy chciał lepiej.. ale oczywiście tor weryfikował wszystko. Bączki, poślizgi, zderzenia z oponami czy najczęstsza przypadłość - oranie trawy wokół toru - zdarzały się właściwie wszystkim.
Oczywiście wygrali najlepsi
choć dosyć niespodziewanie w klasie turbo najlepsze czasy miał Wroobel, który wygrał ze wszystkimi samochodami z napędem na cztery koła 
W klasie najliczniejszej (dwulitrowe wolnossące) wygrał hin, zresztą został także nagrodzony za najlepszy debiut roku.
W najsłabszej klasie wygrał Madman - dzielnie walczący swoją Celicą 1,6
Ale to oczywiście nie koniec emocji na zlocie. Organizatorzy przygotowali niespodziankę!
Zbiórka w centrum Lublina. W każdym samochodzie dwie osoby. Nikt nic nie wie. Dostajemy kartki i co chwila jeden samochód opuszcza parking. Rozwiązać krzyżówkę, przejechać przez miasto według wskazówek, zebrać punkty, zauważyć zaznaczone miejsca, nie zgubić się i dotrzeć! Tak, tak - to była gra terenowa w Lublinie. Tam też ścigające się Celice (oczywiście w granicach rozsądku) wzbudzały spore zainteresowanie.
Metą i jednocześnie miejscem spotkania zagubionych w Lublinie Celic był jeden z zajazdów, gdzie pogłębialiśmy i zacieśnialiśmy co się dało.
Na koniec dodam (trzymając się początkowej metafory), że tak jak u czteroletniego dziecka, urodziny to może być już niezła impreza ze znajomymi, tak urodziny klubu (jeśli o tę sprawę chodzi) wyglądają podobnie.
Przyjechali koledzy z Toyota Klub Polska, Extreme Toyota Team, a także z Celica Club. Wiem, że wszyscy bawili się świetnie. Wiem, że następnym razem będą bawić się jeszcze lepiej i pewnie będzie nas jeszcze więcej
