Wczorajszy dzien zaliczam do porazek zycia. Nie dosc, ze pracodawca wczoraj mnie poinformowal o 15:30, ze nie przedluzy mi umowy, to jeszcze jadac z kobita do centrum handlowego kupic se sofiksy, Celina poprostu rozkraczyla sie na srodku drogi. Co ciekawe, normalnie wrocilem z pracy do domu, normalnie jechalem i po 15 minutach drogi prad z akumulatora poszedl na spacer. Dzieki pomocy tescia, jego znajomy scholowal mnie na swoj pryatny parking, na ktorym auto pozostanie do przyszlego tygodnia. Nic za to nie zaplace, co mi cholernie daje ulge. Dzis bylem u Bartka, obgadalem co i jak. Jego znajomy wrzuci mi fure na lawete, sciagnie do Asika na warsztat i tam juz beda odprawiali nad nia egzorcyzmy. Najlepsze jest to, ze wyczyscilem te wszystkie polaczenia masy i wszystko dzialalo prawidlowo. Co sie stalo? Nie mam pojecia. Alternator od breczusia musi dzialac prawidlowo, bo przy praktycznie zerowym stopniu naladowania, auto nadal chodzilo na wolnych obrotach. W ogole wskazowka obrotomierza chodzila w rytm zalaczonych awaryjek
Obecnie jestem zmuszony tarabanic swoj chudy tylek szfogra mazda mx-5, ktora jest zawieszona 5 cm nad gleba, wiec wszystkie progi zwalniajace sa moje
W ogole, jak jechalem po papcie, to mowie do narzeczonej: nie mam pracy, no ale przynajmniej Celina chodzi jak nalezy
wykrakalem